BUJAK: Działalność stowarzyszeń powinna podlegać jednoznacznym, liberalnym przepisom. Nie możemy traktować osób, które zawiązują się po to, by zrobić coś w swojej sprawie, podejrzliwie.
Obecne prawo o stowarzyszeniach jest duchem z innej epoki. W 1989 r. nie tylko nie mieliśmy np. kodeksu spółek handlowych, na których można by wzorować planowane dla nowoczesnych stowarzyszeń rozwiązania. Wygląda na to, że na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych inaczej rozumiano swobodę zrzeszania się – świadczy o tym fakt, że nad jakąkolwiek obywatelską samoorganizacją sprawowany był nadzór państwowy. (Nie zapominajmy, że obowiązywała wtedy PRL-owska konstytucja z 1952 roku). Do dzisiaj jest tak przy rejestracji stowarzyszeń, m.in. dlatego, że choć nowa ustawa o KRS wskazuje 7-dniowy termin rejestracji, to w ustawie o Stowarzyszeniach utrzymano termin 3-miesięczny jako dopuszczalny; Sady Rejestrowe skrzętnie to wykorzystują.
Dlatego ważne jest, aby nowelizacja była duchem ze współczesnej epoki i była jak najbardziej liberalna – czyli pozwalała jak najpełniej realizować konstytucyjne prawo do stowarzyszania się, które jest – o czym zapominają czasem sądy i prawnicy – wolnością. Na razie, paradoksalnie, stowarzyszenia traktuje się zgodnie z zasadą domniemania winy: zrzeszający się obywatele traktowani są z nieufnością już przez sąd rejestrowy. W Warszawie na 2000 wniosków o wpis do rejestru w 1950 przypadkach organ nadzorczy ma jakieś wątpliwości. W jaki sposób można w tym przypadku mówić o swobodzie umawiania się, nie mówiąc już o konstytucyjnej wolności zrzeszania się?
W noweli prawa o stowarzyszeniach istotne są dla mnie dwie kwestie: skrócenie czasu i uproszczenie sposobu rejestracji, zniesienie państwowego nadzoru nad stowarzyszeniami oraz wyposażenie stowarzyszeń w jak największą liczbę narzędzi do swobodnego działania. Stowarzyszenia zwykłe powinny zyskać część uprawnień, tak, aby móc dać grupie osób fizycznych większą siłę oddziaływania niż teraz, gdy praktycznie nie mają żadnych możliwości.
W pierwszej kwestii mamy w grupie roboczej ds. nowelizacji konsensus – czas rejestracji powinien być krótszy, a o zgodności statutu z prawem powinien decydować sąd, bez pytania o zdanie urzędu. Dodatkowo, statut powinien być traktowany jak umowa i podlegać zasadzie swobodnego kształtowania umów. Oznacza to, że o jak największej liczbie spraw ma prawo decydować stowarzyszenie. Na przykład o tym, czy zarząd jest kolegialny. W praktyce spółek handlowych, których organizację prawną można śmiało porównywać do stowarzyszenia, zarząd może być jednoosobowy. W stowarzyszeniach powinniśmy mieć podobną możliwość, zwłaszcza jeśli zredukujemy liczbę członków potrzebnych do jego założenia. Spośród kilku osób trudno będzie wybrać tych, którzy zdecydują się piastować funkcję wiążącą się z odpowiedzialnością. Nie zapominajmy o obowiązkowym istnieniu w Stowarzyszeniach organu kontrolnego. Inną, obywatelską sprawą związaną z rejestracją, jest kwestia identyfikacji członków założycieli stowarzyszeń. Dlaczego wymaga się od nich daty urodzenia? Adresu zamieszkania? Jak to się ma do ustawy o ochronie danych osobowych, jeśli każdy może skopiować te dane i wrzucić do Internetu? Identyfikację osób, które założyły stowarzyszenie powinien gwarantować np. numer dowodu osobistego i podpis. Czyli minimum danych identyfikujących osobę, które ona sama zgodzi się udzielić.
Działalność stowarzyszeń również powinna podlegać jednoznacznym, liberalnym przepisom. Nie możemy traktować kilku lub kilkunastu osób, które zawiązują się po to, by zrobić coś w swojej sprawie, podejrzliwie. Ograniczenia powinny być w ustawie jasno sprecyzowane, a to co nie jest zabronione, powinno być dozwolone. Należałoby znieść nakazy, które powodują, że prowadzenie stowarzyszenia jest drogie, np. nakaz posiadania konta bankowego jak dla osoby prawnej oraz pełnej księgowości. Jak dodać te koszty do siebie, okazuje się, że prowadzenie stowarzyszenia to na starcie dwa lub trzy tysiące złotych. Nie ma chętnych do ponoszenia takich kosztów, więc ludzie się nie stowarzyszają.
Tymczasem powinni mieć możliwości występowania pod wspólnym szyldem nawet w kilka osób lub w drobnej sprawie. Dlatego jestem zwolennikiem nadania stowarzyszeniom zwykłym ułomnej osobowości prawnej. Nie bałbym się „zbliżenia” tych dwóch instytucji: stowarzyszenia rejestrowego i zwykłego. Moim zdaniem znacząca i wystarczająca będzie różnica w liczbie członków. Trzy osoby powinny mieć jakieś możliwości występowania w swojej sprawie, bo teraz nie mają praktycznie żadnych.
Jeśli chodzi o proces przygotowywania ustawy – rozumiem potrzebę zawierania kompromisów z administracją, byle nie przysłoniła głównego celu nowelizacji: liberalizacji ustawy. Zasada „coś za coś” stosowana w każdym przypadku może go przysłonić. Mamy w Polsce długą praktykę stawiania prawa szczegółowego ponad przepisami Konstytucji. Chodzi o to, żeby w przypadku tej nowelizacji nie było podobnie, tylko żeby faktycznie coś zrobić w kierunku wolności stowarzyszeń. A jest wiele do zrobienia, aby możliwość działania jednostki rozumiano, jako jej wolności, a nie (tylko) prawa.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)